niedziela, 7 maja 2017

11. Nowa (dla mnie) książka ..

     Z pewnym opóźnieniem zauważyłem, ale  zaryzykowałem 0,90 zł i kupiłem najnowszą książkę Osiecki, Białoszewski, Prószyński pt. "Anatomia katastrofy smoleńskiej" wydane w 2015. r.
Jako że czytałem i pierwsze dzieło i drugie więc zaciekawiło mnie do czego autorzy doszli po pięciu
latach, zresztą tak książka jest zapowiedziana "Ta książka stanowi podsumowanie naszej pięcioletniej pracy."

Poprzednie kupiłem w księgarni, same bilety tramwajowe potrzebne do dojazdu i z powrotem kosztowały po 5.20 zł. + książki - każdy 36 złotych.  Jako że obie książki głęboko mnie rozczarowały, zapewne trzeci raz bym nie dał się nabrać. Ale 0,90 zł mogę zaryzykować.

I nie uważam, żebym przepłacił. Biorąc pod uwagę pewien postęp w dostrzeganiu faktów jak też widoczny upór autorów w trwaniu przy niektórych swoich słusznych poglądach najpóźniej za jakieś 50-60 lat autorzy mają szansę zrozumieć w czym jest problem i po kolejnych 50-60 latach zrozumieć jak ów problem rozwiązać. Oczywiście jeśli przestaną polegać na niewątpliwie prawdziwych informacjach udzielanych przez pracowników byłego 36. pułku i zaczną używać własnego rozumu. Niestety w dalszym ciągu " - podsumował krótko były lotnik 36. SPLT" - i kolejna bzdura - bzdura przynajmniej w  kontekście tego  lotu. 

Chociaż pewne ślady tego rozumu już widać.
Przede wszystkim w rozdziale 2. "Lot ku śmierci".

W przeciwieństwie do pierwszej i drugiej książki autorzy mniej beletryzują, za to jest nieco ciekawych spostrzeżeń, chociażby o wyrównaniu lotu na 400 metrach.

"Możemy tylko spekulować, dlaczego postąpił w ten sposób. Być może chciał sprawdzić, jak tupolew w tej konkretnej „konfiguracji do lądowania” zareaguje na ruchy owym pokrętłem – z jakim opóźnieniem wykona manewr i ile metrów wysokości straci, zanim przestanie opadać."

Jak najbardziej słuszne spostrzeżenie, szkoda że autor tego pomysłu nie zauważył, że identyczny ruch tym samym pokrętłem został wykonany 300 metrów niżej ale efekt był zgoła inny. Bo dalej już wystarczy szukać przyczyny tego  innego efektu. 

Bardzo celnie zwracają autorzy uwagę na to, iż w słowach:
"– Dwa-osiem, dobra? – Drugi pilot zapytał, czy automatowi ciągu ustawić mniejszą prędkość, albo oznajmił, że właśnie to zrobił."
Szkoda tylko, że nie zauważono iż podczas redukcji do klapek 36 identyczna  propozycja padła ze strony drugiego pilota. I została odrzucona, przy czym "negocjacje" odbywały się w okolicznościach dziwnych, jakby w konspiracji przed kimś kto jest w zasięgu słuchu.

Co prawda chwaliłem brak beletryzacji ale jednak w jednej sprawie by się przydała.

– Czterysta metrów – odczytał nawigator wskazanie wysokościomierza...
– Trzysta – odczytał nawigator z radiowysokościomierza....
– Dwieście pięćdziesiąt – przeczytał nawigator z radiowysokościomierza.

Ja bym to jednak napisał tak:

– Czterysta metrów – odczytał nawigator wskazanie wysokościomierza powolutku...
– Trzysta – odczytał wykrzyczał przerażony nawigator odczytawszy wysokość z radiowysokościomierza ...

– Dwieście pięćdziesiąt – przeczytał nawigator z radiowysokościomierza powolutku, z trudem, prawie sylabyzując ...

Autorów nie zastanawia skąd ta nagła zmiana nastroju u nawigatora średnio co 75 metrów, bo biorąc pod uwagę iż okrzyk 300! pada tuż po (jak zauważyli autorzy) po pytaniu  drugiego pilota ("dwa-osiem dobra?") nasuwa się wniosek, że to nie był nawigator i to nie była wysokość.

Brakuje też nieco konsekwencji.

Autorów martwi , że po "odchodzimy" - Nikt nie popchnął manetek gazów na pełną moc.
A przecież nieco wyżej sprawdzali jak się zachowuje samolot gdy się lot wyrównuje pokrętłem. Po co mieli popychać manetki gazu jeśli chcieli wyrównać pokrętłem i sprawdzili jak to działa? A pokrętłem już kręcili od 100 metrów.

Widać co prawda zgubny wpływ czwartego stenogramu, który jak wiadomo  zawiera "30% a nawet 40% więcej informacji" (zupełnie nieistotnych zresztą)  ale autorzy nie zrezygnowali do końca z własnych (i słusznych moim zdaniem) koncepcji - patrz "w normie".

To co autorom zupełnie nie wychodzi to analiza pracy automatu ciągu. (rozdział 14.) 
W zasadzie autorzy powtarzają kilka zupełnie błędnych ustaleń (lub też uproszczeń) komisji co do tego co jest przyczyną a co skutkiem, podobnie jak zupełnie błędnie interpretują prędkość 300 km/h jako skutek dużego pochylenia. przy ustawionej na AT 280 km/h. Jeśli ustawione było 280 km/h to o co się pytał drugi pilot w wysokości 300 metrów? 

Więc światełko w tunelu widać ("dwa-osiem-dobra?") ale do końca daleko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz